2023-12-21
2024-01-02
Karolina Graca

O choreografii płynności rozmawia Krakowskie Centrum Choreograficzne

Zaprosiłam zespół Krakowskiego Centrum Choreograficznego (KCC) – Agę Barańską-Kozik, Dominikę Wiak, Martę Wołowiec, Monikę Węgrzynowicz, Aleksandrę Honzę i siebie – do wspólnego namysłu nad strategiami przetrwania i rozwoju, które wypracowałyśmy na przestrzeni ostatnich lat, kiedy nasz team formował się na nowo, w związku z między innymi urlopami macierzyńskimi i powrotami, oraz na nowo ustalał swoje miejsce na tanecznej mapie Krakowa. Ostatnie lata to również czas wielu niepokojów, niestabilności i, wydawać by się mogło, braku nadziei na poprawę. Z różnym skutkiem, jako społeczeństwo, przeżyliśmy czas pandemii, niedługo potem byliśmy świadkami zbrojnego ataku na Ukrainę, a w międzyczasie w społeczności tańca współczesnego w Polsce nie brakowało zmian i złych decyzji podejmowanych przez wyższe instancje. Do tego zwykłe problemy dnia codziennego, z którymi każdy i każda z nas w indywidualny sposób się mierzy.

Zespół Krakowskiego Centrum Choreograficznego. Fot. Klaudyna SchubertJestem równoprawną członkinią KCC i mimo że zainicjowałam spotkanie, nie chciałam stawiać się w pozycji innej niż reszta dziewczyn i być tą, która zadaje pytania. Stąd właśnie zaproponowana forma autowywiadu, która, w moim rozumieniu, zakłada swobodną wymianę zdań, pytanie siebie nawzajem, dopowiadanie, a przede wszystkim brak osoby prowadzącej. Podczas rozmowy same sobie przewodziłyśmy, naturalnie bodźcowałyśmy się do wymiany myśli. Autowywiad, czy w tym przypadku może bardziej autorozmowa, w moim odczuciu zakłada naturalność wymiany zdań. To, na czym mi zależało, to próba znalezienia odpowiedzi na pytanie, jaka choreografia dzieje się między nami, jak możemy ją nazwać. Miałam swoje wizje i swoje przeczucia, ale nie chciałam ich z góry narzucać, albo tak kierować rozmową, żeby wyszło „po mojemu”. Nieczęsto również, jako zespół, mamy czas i przestrzeń na swobodne rozmowy o tematach, które nas zajmują, ale nie dotyczą stricte pracy, którą musimy wykonać.

Na tydzień przed 3. edycją Krakowskiego Festiwalu Tańca, więc w czasie bardzo gorącym dla nas, udało się znaleźć wspólny termin na spotkanie. Dobrze było też zmienić przestrzeń na inną niż ta biurowa i na moment zapomnieć o dużej liczbie zadań na liście. Jak wspólnie stwierdziłyśmy, był to ogromnie wartościowy czas i mamy nadzieję mieć takie chwile częściej.

Inspirację przy inicjowaniu wywiadu KCC stanowiła dla mnie rozmowa Przestrzeni Wspólnej (PW) opublikowana na łamach „Didaskaliów”1. Zależało mi na kolektywności wypowiedzi, na próbie wygenerowania wspólnego głosu. Kolektywny wywiad PW zakładał wypowiedź „kolektywnego ja”, a każda następna wypowiedź miała być traktowana jak „moja” – osoby mówiącej. Na początku spotkania, kiedy miałyśmy już kawy i herbaty na stole, wyjaśniłam założenia i przedstawiłam klucz wypowiedzi stworzony przez Przestrzeń Wspólną. Nasz autowywiad przybrał ostatecznie formę autorozmowy. Nie udało nam się utrzymać klucza kolejnych wypowiedzi. Szczerze mówiąc, nie udało nam się nawet od tego zacząć. Ale byłam na to, jako inicjatorka, przygotowana i pozwoliłam naszym słowom płynąć. Z perspektywy czasu widzę, że w przypadku naszego zespołu nie mogło wydarzyć się inaczej. Budujemy naszą siłę na indywidualnościach, o czym poniżej będziesz mógł_ła przeczytać więcej. Zdecydowałyśmy jednak nie podpisywać poszczególnych zdań imionami autorek. Chciałybyśmy, żeby ta rozmowa wybrzmiała i była traktowana jako kolektywna myśl przewodnia Krakowskiego Centrum Choreograficznego, pełna niuansów, indywidualności, a jednak wspólna.

W pierwszej części rozmowy skupiłyśmy się na rozważaniach na temat choreografii w kontekście naszych działań i naszego jej rozumienia. Zaczęłyśmy od ćwiczenia2, które miało na celu zmapowanie tematu rozmowy.

Czym jest choreografia?
Co widzę?
Gdzie jest ruch i gdzie go nie ma?
Czy istnieje bezruch?
Czym jest bezruch?
Czy lubię bezruch?
Czy jestem gotowa na bezruch?
Dlaczego tak usiadłyśmy?
Dlaczego teraz?
Czy to jest choreografia?
Czego nie zaplanowałaś?
A co nie jest choreografią?
Czy lubisz ciszę?
Czy cisza może tańczyć?
Czy coś poczułaś?
A może poczekamy?
A może nie wiem?
Czego nie wiesz?
Czy potrzebujesz wszystko nazywać?
Czy możemy usunąć słowo choreografia?
A czym chciałabyś je zastąpić?
Po co to robię?
Dla kogo to robię?
Czy mogę to robić dla siebie?
Jakie są moje oczekiwania?
Względem czego masz oczekiwania?
Czy są z tego pieniądze?
O jakiej kwocie mówimy?
Czy to musi pięknie wyglądać?
Czy to musi być idealne?
Czy oni muszą tańczyć?
Czy już wiesz, jaki masz cel?
Czy droga nie jest ciekawsza?
Czy umiesz robić, nie wiedząc?
Czy masz taką możliwość?
Czy lubisz eksperyment?
Co jest eksperymentem?
Czy jesteś gotowa na dyskomfort?
Co czuje Aga?
Co czujesz Ty?
Co ma znaczenie?
Czy wszystko ma znaczenie?
Jak rozumiesz wszystko?
Przejmujesz się tym?
Czy jest się czym przejmować?
Czy są ważniejsze rzeczy?
Od czego ważniejsze?
Smaczne?
Smakowało?
Zjadliwe?
Chcesz jeszcze?
Do przełknięcia?
Czy mogę już?
Co być chciała zrobić?
A czego bym nie chciała?

– Czym jest choreografia dla lub w Krakowskim Centrum Choreograficznym?

– Tematem.

– Wcześniej choreografia bardzo mocno kojarzyła się z produkcją, trochę synonimicznie działały pojęcia „produkcja” i „choreografia”, „dom produkcyjny” i „dom/centrum choreograficzne”. Mam poczucie, że u nas choreografia jest szerzej rozumiana niż tylko jako dom produkcyjny. Niestety, nie mamy aż tylu możliwości do produkowania spektakli. Naturalnie, zastanawiamy się, jak możemy o niej myśleć na innych płaszczyznach, nie tylko tych produkcyjnych.

– Używając narzędzi, które mamy.

– Ja w ogólne bardzo długo myślałam kategorią tańca, nie choreografii. Był po prostu taniec. Choreografia pojawiła się dopiero na fali artykułów o nowej choreografii, kiedy to słowo zaczęło się pojawiać w mediach. Tylko KCC było dla mnie miejscem, które mi się z tym kojarzyło. Wszystko inne dotyczyło tańca współczesnego.

– To jest ciekawe, bo ja też czuję, że określenie „centrum choreograficzne” jest pojemnym pojęciem i to jest fajne, bo czuję się bezpiecznie w takich określeniach, które są gotowe na przemianę, do których dużo rzeczy można włożyć i wyjąć. Które są jak taki tool box.

– A z drugiej strony to są tylko słowa. I tak pamiętasz ludzi, których spotykasz, ciekawy plakat, atmosferę miejsca. Wydaje mi się, że możesz wyprzedzić te słowa albo ominąć, być trochę gdzie indziej. KCC już jest ogólnopolskie, międzynarodowe wręcz. To już się dzieje i to słowo nas w sumie nie wstrzymuje.

– Jak myślę o choreografii, to przypomina mi się rozmowa z moimi znajomymi, którzy na co dzień nie są związani z tańcem. I jedyne określenie, które stosują, to „tańce”: „Tańce, tańce, te twoje tańce, wasze tańce”. I domyślam się intuicyjnie, że dla nich taniec jest o pięknych ciałach i estetycznie poruszających się tancerzach i tancerkach na scenie. I to jest ich punkt wyjścia. Dla mnie słowo „choreografia” jest też powiązane z urbanistyką, architekturą, innymi systemami, którymi ludzie się interesują, bo to dla nich ciekawe i zajmujące. Obserwują, patrzą, zwiedzają miasta, miejsca. I myślę, że moi znajomi nie wpadliby na to, że o choreografii czy tańcu można myśleć w ten sposób.

– To jest też chyba kwestia uważności na co dzień, w tym, co się robi, w czym się jest i gdzie. Autorefleksja na temat siebie w przestrzeni. Choreografia jest w tym, jak tutaj szłyśmy, jak usiadłyśmy za stołem. Te decyzje, które podejmujemy ad hoc, też znaczą. Choreografia wydarza się w codzienności, którą jesteśmy w stanie zauważyć.

Jeśli możesz otworzyć się na postrzeganie ruchu w przestrzeni i w czasie, z różnych perspektyw, to wtedy to budzi ciekawość. Chyba musi być potencjał ciekawości. Jeśli go nie ma, to nie ma co namawiać do innego spojrzenia na świat, bo może ktoś niekoniecznie tego potrzebuje. Nie chodzi o sprawianie, żeby sztuka choreografii była dla wszystkich, bo nie musi być dla wszystkich.

– Jedna rzecz, o której mówiłaś, czyli taka otwartość na nieznane, na podróż w choreografii rzeczywistości/codzienności jest ważna. A druga rzecz, która jest dla mnie zagadką i potencjałem, w którym można byłoby pogrzebać, to jest fakt, że my mamy ciała i że wszystkie osoby, które przychodzą do nas, czy które spotykamy na ulicy, też je mają. Kontakt z ciałem i jego świadomość mogą być pomostem do zrozumienia i oswojenia choreografii. Oczywiście nie we wszystkich pracach odbiór somatyczny jest priorytetem. Ale kontakt ze swoim ciałem jest bardzo ważny. Kiedy się z nim przywitasz, dotkniesz siebie i innych, już jesteś zupełnie gdzie indziej. Ważne jest angażować ciało, moje ciało, by potem odbierać inne ciało.

– Ja też czuję, że centrum choreografii to centrum zadawania pytań i stawiania ich sobie. Miejsce podważania rzeczy oczywistych…

– …kontaktowania się z choreografią oraz uświadamiania sobie, że ten kontakt może okazać się porażką (śmiech). Umożliwiamy to doświadczanie.

– Doświadczanie. Lubię bardzo to słowo. Doświadczanie choreografii czy doświadczanie w ogóle, różnych rzeczy.

– Ja też ogromnie lubię to słowo, choć mam poczucie, że w nim kryje się jakaś trudność, podobnie jak w rozmowach o choreografii społecznej czy choreografii roślin. Dla mnie pozostaje to w dyskursie akademickim. Samo słowo dyskurs jest już trudne i zamykające.

– Bo nawet choreografia, ta najbardziej intuicyjna, czyli choreografia ciał, jest ciężko odczuwalna przez ludzi, którzy ze swoim ciałem nie mają kontaktu. A dzisiaj tak właśnie jest, więc trudno im zrozumieć prace, które przedstawiają inne ciała.

– Ja myślę o uważności, wrażliwości na kontakt z ciałem w życiu codziennym, poczuciu ciała. Jak pytam mojego męża, co go boli, to on naprawdę musi wykonać duży proces, żeby to opisać. W pierwszej chwili po prostu go boli, ale jak zacznę zadawać pytania, nakierowywać, to dopiero po jakimś czasie staje się to jaśniejsze.

– Czyli zadawanie pytań.

– Na pewno zadawanie pytań. I na pewno też konfrontowanie się ze sobą. W tym co zobaczyłeś_aś chodzi o ciebie, a nie o mnie. Czego ty doświadczyłeś_aś? Nie – co ja do ciebie mówię – tylko, co ty z tym zrobisz? Przekierowanie perspektywy na tę osobę, która patrzy.

To też jest wspaniałe, że każdy może znaleźć coś dla siebie, co jest odpowiednie na jego_jej etapie. Dlatego myślenie, żeby wszystkich przekonać do tego, co my robimy, nie powinno być naszym celem. Im bardziej my wiemy, czym ona (choreografia) dla nas jest, tym większe skupienie na tym, co w niej żywego i ciekawego. I właśnie to daje falę uderzeniową na zewnątrz.

– Jeszcze pomyślałam o aspekcie, którego nie poruszyłyśmy, czyli choreografia i dramaturgia miejsca, spotkania i życia KCC, przemian, które się tu wydarzają. Przez to, że ja jestem tu od samego początku, to mam doświadczenie całej tej zmiany. I to też jest wyjątkowe, być tak długo w jednej przestrzeni i obserwować, jak ona się zmienia, co ona przypomina, liczyć, ile rzeczy się wydarzyło w studiu, które teraz wygląda inaczej niż na początku, gdzie każdy element stanowi jakąś przeszłość… Czy to, jak teraz mamy skonstruowane biuro, gdzie jesteśmy w całej przestrzeni Nowohuckiego Centrum Kultury (NCK), którego jesteśmy częścią, że mamy tam chłodno, że jesteśmy tak daleko od innych, a jednocześnie trochę blisko, że jest nas teraz tyle, że jesteśmy kobietami. To są wszystko elementy składowe choreografii, które są ciekawe do obserwacji. To, że decydujemy, że teraz potrzebna jest nowa kanapa i ona się pojawia, i któraś z was o tym zadecydowała. Myślę, że to wszystko też może stanowić sygnał czegoś. I wydaje mi się, że ciekawa jest znowu uważność na to, co to robi, co te zmiany wnoszą.

Był taki moment, w którym myślano o nas (KCC w przestrzeni NCK) jak o eksperymencie. Teraz wciąż myśli się o naszych działaniach jako o eksperymentalnych, ale jednocześnie budzi to ciekawość innych. Otwieramy drogi na nowe rzeczy, wyciągamy może trochę więcej problematycznych kwestii na wierzch, ale jednocześnie dużo osób korzysta z wiedzy, którą wytworzyłyśmy w naszym dziale.

– Jesteśmy klasą kreatywną (śmiech).

– Myślę, że jest wiele kreatywnych osób tutaj, ale czasem musi pojawić się dobry grunt, żeby ta kreatywność mogła zaistnieć. Nie zawsze w danej strukturze możesz być kreatywny.

– Nie zawsze ma się ten komfort.

– I też trzeba mieć na to przestrzeń. Pamiętam, że na początku nie było na to miejsca, bo musiałyśmy wykonywać bardzo dużo zadań, które nie dawały szans na kreatywne myślenie. A teraz, w związku z tym, że jest nas więcej i każda z nas specjalizuje się trochę w czymś innym, mamy czas, żeby porozmawiać i wspólnie tworzyć KCC.

– Myśląc o tym miejscu, ja też mam poczucie bezpieczeństwa i spokoju. Jak rozmawiamy teraz o choreografii, to tak sobie myślę, że jesteśmy szczere i prawdziwe w tym, co robimy, i to daje mi poczucie komfortu w tym, co się dzieje i będzie się działo. Nie czuję, żebyśmy robiły rzeczy, do których nie jesteśmy przekonane. I ta prawdziwość wychodzi do ludzi, dlatego tak chętnie do nas wracają. Nie czuję presji, ciężaru, raczej lekkość, widzę możliwości.

– Swoboda jest tym, co przyszło mi na myśl. Swoboda poruszania się, i kiedy jest ta swoboda, to choreografia się dzieje, bo nic jej nie blokuje.

– Zastanawiam się, jak nazwać choreografię, którą my sobie wypracowałyśmy, my jako zespół KCC, sześć kobiet.

– Wydaje mi się, że wewnątrz teamu KCC mamy wspólne narzędzia do choreografii myśli. Na pewno przez spędzanie czasu razem dużo rzeczy się wyklarowało. Znalazłyśmy kolektywny sposób myślenia, ale nie w takim sensie, że nasze różnice dotarły się do jakiejś jedności. Uwspólniłyśmy rozumienie pewnych rzeczy, mówimy podobnym językiem, współdzielimy zainteresowania. To mi się wydaje bardzo ciekawe i możliwe nie z każdym zestawem osób.

– Swoboda bycia, picia kawy, żartowanie. Swoboda wypowiedzi. Ale też akceptacja. To nie jest tak, że jesteśmy takie same, bo jesteśmy zupełnie różne, ale ja absolutnie wyczuwam coraz silniej tę akceptację, która pozwala na naturalność i kreatywność. Dla mnie to jest bardzo ważne i motywujące w tej naszej choreografii. Czuję się dobrze i wiem, że jestem gotowa na dobre i złe, na błędy i sukcesy.

– Myślę, że my jesteśmy też zainteresowane sobą. Jesteśmy czujne na siebie i to jest dla mnie ważne. Że to nie jest wykonywanie zadań, tylko że jestem ja i ty, i my, i robimy coś, osobno, ale jednak razem. Dla mnie to jest bardzo ważne, żeby się złapać z wami co jakieś kilka dni, tak intymniej. To może być sekunda rozmowy przy ekspresie do kawy z pytaniem: „Co tam?”. Taki moment złapania się. Zastanawiałam się też nad rzeczami, których mi brakuje, i pomyślałam, że brakuje mi momentu, w którym mogłybyśmy porozmawiać o sztuce. Nie o realizacji i zadaniach. Super byłoby wspólnie więcej doświadczać i później móc o tym porozmawiać.

– To, co mi chodzi po głowie, co wynika z moich ostatnich zainteresowań, to praktyka płynności, bo tak roboczo nazwałam tę naszą choreografię. Wynika to z zainteresowań hydrofeminizmem3. Mam wrażenie, że tak płynnie przechodzimy między tymi zadaniami. Niby każda ma indywidualne, ale jednocześnie mam wrażenie, że nigdy nie jest tak, że robię je sama, tylko zawsze linkujemy się między sobą.

– To jest bardzo adekwatne do tego, co się między nami wydarza.

– Ostatnio mi zbrzydło słowo energia, ale jednocześnie wiem, że nie da się jej nie dzielić między nami.

– Ale też w różnych zespołach, w których pracowałam, różnie ta energia przepływała. To naprawdę jest bardzo trudne, taka sytuacja nie zdarza się często.

– Bliżej nieokreślone „to”, czyli energia, która płynie, też się zmienia cały czas i ma momenty, w których płynie bardziej miękko, a czasem jest burza. Ta woda też reaguje na to, co się dzieje, co ją spotyka, co się wydarza. Ale myślę też, że pozwalamy sobie na improwizację. Tam, gdzie trzeba się przygotować, to się przygotowujemy, a tam, gdzie jest miejsce, gdzie nie musimy sobie nic udowadniać i gdzie nie musimy być takie ostrożne i przygotowane, to pojawia się improwizacja. Ja wiem, że mogę przy was czegoś nie wiedzieć, wiem, że wy możecie czegoś nie wiedzieć, co zdejmuje ciężar przybierania jakichś póz.

– Na pewno też odczarowałyśmy słowo „profesjonalizm”. I przez czas, i przez liczbę rzeczy, którymi się zajmowałyśmy wcześniej i zajmujemy teraz, naprawdę mamy duży zasób wiedzy i umiejętności, a jednocześnie wiemy, że wszystko się szybko zmienia i nie damy rady przygotować się na każdą sytuację. Więc możemy sobie pozwolić na improwizację, możemy pozwolić sobie nie wiedzieć, bo coś jest nowe. To nie oznacza, że jesteśmy nieprofesjonalne. Darzymy siebie zaufaniem i to też jest uwalniające.

– Ale też ważna jest akcja – reakcja. Wydaje mi się, że był w KCC okres, w którym były akcje, ale brakowało reakcji. Teraz jest nas sześć i każda z nas inaczej myśli, każda z nas jest w innym momencie życia, możemy się nie zgadzać. I co z tym zrobić? Czy będziemy o tym rozmawiać, czy nie? Jeśli pojawi się jakaś problematyczna kwestia, to czy ktoś powie o tym na głos? Wydaje mi się, że dzisiaj reagujemy.

Powiedziałaś wcześniej, że linkujemy się między sobą, dla mnie te „strzałki” są bardzo różne w zależności od sytuacji. Ja, jako kierowniczka, w pewnym momencie czułam się, jak takie słońce, które w każdą stronę wysyła promienie (śmiech). Uznałam wtedy, że nie potrzebuję wszystkiego wiedzieć. Do pewnych rzeczy powinnam mieć wgląd, bo jest to ważne w szerszym kontekście, ale w wielu kwestiach zostawiam wam podjęcie decyzji, bo wam ufam. Najwyżej coś pójdzie nie tak, trudno. To też jest okej.

– Niedyspozycja, nieumiejętność to też część pracy. Doświadczenie uczy, że nie robi błędów ten, kto nic nie robi… Ja już wielu rzeczy nie nazywam fuckupami, dla mnie to jest po prostu kolejna część procesu (śmiech).

– Ja też lubię to, że nie mamy takich dogmatów i sloganów, których jesteśmy pewne i których bronimy, jak lwice. Nie ma jednego nazwiska, które wynosimy na ołtarz, nie ma jednego gatunku czy estetyki, która u nas dominuje. Czuję, że jesteśmy uwolnione od tego.

– I ja też czuję, w pracy i nie tylko, że wszystko jest względne i dyskusyjne i to jest piękne. W tym widzę potencjał do tego, żeby na przykład kuratorować festiwal.

– Zaskakiwać siebie…

– …i innych i budować swoje podejście do pewnych zagadnień i pewnych rzeczy…

– …ale też świadomość, że podejście się zmienia, bo my się zmieniamy.

– Dynamicznie.

– A KCC zmienia się wraz z nami…

– …nie ma się czego bać.

*

W drugiej części rozmowy zapytałam o feminizm, o siostrzeństwo, o feministyczny wymiar naszej pracy. Na początku tej części ponownie zaproponowałam krótkie ćwiczenie4, które pozwoliło nakreślić obszary naszej feministycznej myśli i działań. W ćwiczeniu znajdowało się pytanie główne: „Jak tworzę/tworzymy mój/nasz feminizm?”, a poniżej kilka dodatkowych pytań: „jak, gdzie, kiedy, z kim, jaki?”, które zadawałyśmy sobie nawzajem. Wczytanie się w nasz kolorowy, feministyczny diagram zostawiam tobie, osobo czytająca. Ja natomiast chciałam wyszczególnić niektóre fragmenty z naszej rozmowy, które wydają mi się szczególnie istotne.

– Chciałam się upewnić, czy dla was działania KCC mają feministyczny wymiar? Cokolwiek dla was oznacza dzisiaj i teraz feminizm. Każda z nas może mieć swoją definicję.

– Ja myślę, że totalnie tak, bo dla mnie feminizm, jak napisała Rebecca Solnit5, to szerszy projekt wyzwolenia i myślę, że nasze działania są wyzwalające z różnych struktur i ograniczających systemów. Ale też jako po prostu przestrzeń dążąca do równości, przestrzeń prowadzona przez kobiety, w której rozmawiamy o choreografii, jej różnorodności. Totalnie tak.

– Dla mnie też tak, bardziej pod kątem feminizmu, który jest swego rodzaju ruchem wyciągania tego, co słabsze, marginalizowane, pomijane, tego albo komu się umniejsza.

Co w domu, to w biurze. Nie wiem, czy wam też tak mówiono, jak byłyście małe i chodziłyście na zajęcia taneczne, że wszystko, co się dzieje poza salą taneczną zostaje poza salą taneczną, a na sali trzeba pracować. Tak, jakby nic się nie wydarzyło. I my tego nie robimy. I to jest autentyczne. Dom jest też dla mnie teraz takim miejscem, w którym żyję, wkładam w niego dużo zaangażowania i jest taką podstawą. Na niej mogę układać sobie inne rzeczy, a bez niej wszystko się wali. Więc myślę, że z pracą też tak jest. I z feminizmem i innymi rzeczami, które są ważne, dzieją się, są na tapecie.

– No ja uwielbiam, że w naszym biurze można płakać. To jest wspaniałe i oznacza dużą bliskość.

– To się właśnie wiąże z akceptacją, o której mówiłyśmy, która jest wibrująca. Ale możesz też nie płakać, możesz nie robić nic i to jest okej, nie masz presji. Masz tyle presji, ile sobie sama wytworzysz, a otoczenie cię wspiera.

– To nie jest jedyna droga, że teraz wszystkie musimy uprawiać „terapię płaczniczą”, tylko, że każda ma inny wyraz emocji, inny rodzaj uzewnętrzniania, innymi kanałami to się odbywa.

– Ale czy to jest feministyczne?

– Przyzwolenie na to, że ktoś ma potrzebę wypłakać się, a ktoś potrzebuje pięciu lat, żeby się wypłakać, to jest otwartość na to, że jesteśmy zbudowane różnie, mamy inne struktury i różne potrzeby i myślę, że to właśnie jest feminizm.

– Zaakceptowanie i poszanowanie osobowości, różnic, różnic ciała i ludzkiej strony. To też się wiążę zupełnie bezpośrednio z ciałem i jego reakcjami, poszerzeniem myślenia o tym, że niektóre (ciała) są kulturowo akceptowalne, a inne z jakiegoś powodu nie. Czy my się na to zgadzamy czy nie? My wiele takich kwestii podważamy. No i to jest super, że możemy nie przejmować się, że ktoś uważa inaczej i po prostu robić to, co służy w danym momencie.

– Lubię też, że w naszej przestrzeni nie ma ironii i takiego sarkastycznego, złośliwego poczucia humoru, które może być krzywdzące. Odczuwam, że pod tym mechanizmem może kryć się wiele pułapek. Nie chcę teraz podtrzymywać stereotypów, ale z moich obserwacji wynika, że wielu mężczyzn ucieka przed szczerością i otwartością emocjonalną i ukrywa się pod żartem. Cieszę się, że nie pracuję w środowisku, w którym mówi się o czymś ważnym poprzez żart. To jest takie czyste dla mnie.

– Ale myślicie, że to wynika z tego, że jesteśmy kobietami i w jakiś sposób jesteśmy na to wyczulone? Bo ja zgadzam się z tym co powiedziałaś, że mężczyźni tworzą sobie taki pancerz ze śmiechu, swego rodzaju obronę. Być może przez brak samoświadomości, że to może być krzywdzące, albo że to jest niesmaczne.

– To jest czasem nieumiejętność wyrażania swoich emocji. Żartem przykryję, że jest mi teraz przykro.

– To, co mnie też interesuje i nad czym ostatnio się zastanawiam, to hasła „siostrzeństwo”, „kobiety mają moc”, girl power. I ja pamiętam, że mój feminizm w sumie zaczął się od tego właśnie. A z kolejnymi lekturami feministycznymi spotykam się z tym, że nie ma siostrzeństwa, że to nie działa. Że potrzebujemy radykalnych działań. I nie wiem, jak to do końca potraktować. Mam poczucie, że ktoś może powiedzieć mi, że siostrzeństwo jest infantylne, że chcąc nazywać siebie feministką, musisz być bardziej radykalna w swoich działaniach.

– A są jakieś kierunki, co robić zamiast tego?

– Jak stwierdzić, że coś jest radykalne? Jeśli chodzi o siostrzeństwo i feminizm w ogóle, to moim niesmakiem jest to, że te nazwy wszystkie lotne i fajne, zostały zawłaszczone przez osoby, które próbują pod tymi szyldami wypromować się osobiście. Świetnie jest mówić, że „tutaj tworzę taki projekt siostrzeństwa”, a podpisywać się tylko swoim nazwiskiem. No to nie jest siostrzeństwo. Są takie rzeczy, które wypada deklarować i w dzisiejszych czasach powinno się to robić. Ale zdarzają się wypowiedziane deklaracje poprzedzone czynami, które temu zaprzeczają. A mi chodzi o ważne słowa, które objawiają się też w czynach. I radykalizm jest dla mnie robieniem tego, codziennie, na wielu polach, co jest też trudne, bo oznacza na przykład mierzenie się z bliskimi, z którymi jest niewygodnie rozmawiać o pewnych rzeczach, też w poszanowaniu ich przekonań, przyzwyczajeń. Czasem nawet trzeba wystawić pewne relacje na szwank i potem prowadząc rozmowę można to naprawić albo i nie. Myślę, że więcej możemy zdziałać rozmową.

– Ja myślę, że my sobie kibicujemy, między sobą. Nie tyle naszym realizacjom w KCC, ale kibicujemy sobie indywidualnie. Dla mnie to jest definicją siostrzeństwa, takiej wiary we wspólnotę i poczucie, że z kimś mogę więcej, z tą dobrą energią i czyjąś myślą o mnie mogę czuć pełnię i radość.

– Dla mnie siostrzeństwo rozszerza się nie tylko na siostry. Jestem siostrą mojego brata i mam poczucie, że ten feminizm nie obejmuje tylko mnie i nas, kobiet, ale zadaję sobie pytanie: co to znaczy być siostrą dla mężczyzny i czy on jest moją siostrą czy moim bratem? I co to właściwie zmienia? To znowu nas sprowadza do takiej równości, nas względem siebie.

– Otwartość na podważanie schematów, zadawanie pytań, często tych niewygodnych, wyznaczanie swoich granic i wspieranie się w tym. Na przykład, jeśli ktoś wydaje mi się zbyt agresywny w swojej wypowiedzi, ale czuję, że wyznacza ważną dla niego granicę, to siostrzeństwem dla mnie jest, żeby przyjąć, poobserwować, spróbować zrozumieć, co się za tym kryje, i wsłuchać się w to na moment. Myślę, że siostrzeństwo może być też niewygodne. Tematem, który ja ostatnio rozpracowuję, jest rywalizacja między kobietami. I siostrzeństwo również jest dla mnie o rozbrajaniu choćby takiego tabu.

– „Czuję, że z tobą rywalizuję”.

– Tak jak powiedziałam kiedyś tobie (jednej z nas), że zastanawiam się, czy między nami nie ma rywalizacji i że chciałabym, żeby tego nie było (śmiech). Jak to zrobić?! Ta myśl pojawiła się, kiedy nasze spektakle były zestawione w jednym wieczorze. Miałam poczucie, że to się tak jakoś pojawiło, a ja chciałam się od tej myśli uwolnić.

– A potem przyjdą jeszcze głosy z zewnątrz, które będą nas porównywać…

– Na przykład w rozmowie pospektaklowej. Osoba prowadząca porównuje i używa pewnych haseł, które łączy z danym spektaklem. To wszystko jakoś tak zapracowało we mnie i chodziłam z tym dwa dni. I w końcu, nie odważyłam się tego powiedzieć osobiście, więc napisałam do ciebie. I widzę, że odczytałaś i nie odpisujesz… jedna godzina, druga i myślę: OMG (śmiech). Ale to jest też dla mnie ważne, że nie zawsze siostrzeństwo jest możliwe, bo niektóre kobiety nie są połączone ze sobą, nie są świadome swoich emocji, nie próbują nawet tam sięgnąć. Jestem pewna, że jest mnóstwo osób, z którymi nie byłoby pola do dialogu. I tu miałam nadzieję, myśląc: „Nie no, z tobą mogę o tym pogadać”, w sensie, że jesteś gotowa, żeby o tym porozmawiać, ale i tak czułam ten lęk.

– A pamiętasz, jak zareagowałam?

– Tak, pamiętam, „oczywiście, że rywalizacja może się pojawiać i dobrze mieć tego świadomość, bo wtedy można ją trzymać na wodzy”.

– To z jednej strony może być mobilizujące, a z drugiej trzeba pamiętać o granicach wzajemnego zdrowia. Nie robimy sobie krzywdy, życzymy sobie dobrze, ale jednocześnie rywalizacja się pojawia, bo każda robi super rzeczy i jeszcze nasze spektakle są zestawione w jednym wieczorze i ktoś zaczyna je oceniać, porównywać.

– Ale totalnie zgadzam się z tym, co mówisz, że nie wszystkie kobiety są gotowe. Wydaje mi się, że chodzi też o to, że jesteśmy wszyscy, jako ludzie, tak różni i niektórzy nigdy nie będą gotowi na emocje i rozmowę o nich. Wygodniej im milczeć, ukrywać i sobie „tam” siedzieć. Trzeba to zaakceptować.

– To też się dla mnie łączy z choreografią. Ona wymaga pewnej otwartości i gotowości pójścia w nieznane. Otwartości na to, że można się trochę pogubić.

– Jest też rzecz, która mnie denerwuje w dzisiejszych biznesach, że sobie zawłaszczają hasła siostrzeństwa i feminizmu. Nie rywalizujesz z innymi kobietami, ale z samą sobą. Musisz być lepsza od siebie wczoraj, co oznacza, że znowu jesteś niewystarczająca. A przecież możesz uznać, że teraz nie masz na coś czasu, że się rozwijasz w innym obszarze życia albo po prostu rozwijasz się bez planu, pozwalasz, żeby cię zabrało.

Ja często słyszę pod kątem powrotu do pracy, macierzyństwa: „To jest super, że jednocześnie masz możliwość rozwijać się jako matka i rozwijać się w pracy”. I tak sobie myślę: „Ej, ale to nie jest mój cel”. Czuję, że to jest narzucone odgórnie, że musimy się stale rozwijać zawodowo. A macierzyństwo? To też jest awans.

– To jest też umiejętność dysponowania swoimi zasobami, uważnością na siebie, dbałością, żeby nie dać się presji, nie dać się wciągnąć za mocno w jedno i w drugie (śmiech). A my jako kobiety mamy taką tendencję, żeby zapierdalać, robić wiele, być najlepsze. I w pewnym momencie docierasz do momentu, w którym twoje ciało mówi ci „basta!”. I musisz zrobić przerwę.

– To marzenie mieć zrównoważony rozwój. Taki, który nie jest wymuszony, nie goni, a faktycznie płynie.

– To jest ciekawe, jak my uczymy się siebie nawzajem i jak dynamicznie się zmieniamy, jak trzeba cały czas podłączać się pod siebie i aktualizować. To nie jest tak, że ty jesteś taka, a ja taka na zawsze w tym zespole, tylko co jakiś czas trzeba robić update’y (śmiech).

*

Krakowskie Centrum Choreograficzne działa od 2014 roku w ramach Nowohuckiego Centrum Kultury. Jesteśmy miejscem dedykowanym sztuce tańca współczesnego. Nasza misja to przede wszystkim promocja sztuki choreograficznej i tańca współczesnego, wspieranie twórców_czyń, budowanie publiczności spektakli tanecznych. Współtworzymy i koordynujemy międzynarodowe projekty (na przykład „Lifelong Art in V4 countries”, którego finałem był spektakl The voice of seniors Barbary Bujakowskiej, premiera 02.08.2023). W KCC produkujemy własne spektakle (ostatnie premiery: Lil Marty Wołowiec i Konrada Kurowskiego, premiera 31.08.2023; MISSPIECE Dominiki Wiak, premiera 29.04.2022) organizujemy rezydencje artystyczne (Hair story Any Szopy, premiera 02.08.2023) i pokazy work in progress. Prezentujemy również spektakle gościnne. Działamy w obszarze edukacyjnym, prowadząc regularne lekcje dla dzieci i dorosłych, organizując warsztaty taneczne oraz warsztaty krytyki. W 2023 roku zorganizowałyśmy 1. Interdyscyplinarną konferencję naukową Kto tańczy? Pytania o podmiot /przedmiot tańczący.

W latach 2014–2019 organizowaliśmy: Festiwal Tańca Współczesnego SPACER, BalletOFFFestival oraz konkurs choreograficzny 3…2…1…TANIEC! W 2021 roku te wydarzenia scaliłyśmy w międzynarodowy Krakowski Festiwal Tańca, który odbywa się corocznie. 4. edycja Festiwalu odbędzie się w dniach 3–11 sierpnia 2024.

Członkinie Krakowskiego Centrum Choreograficznego: Marta Wołowiec – kierowniczka, Monika Węgrzynowicz, Agnieszka Barańska-Kozik, Dominika Wiak, Aleksandra Honza, Karolina Graca

O autorkach
Marta Wołowiec
Monika Węgrzynowicz
Karolina Graca
Agnieszka Barańska-Kozik
Aleksandra Honza
Dominika Wiak

  • 1. Przestrzeń Wspólna praktykuje autowywiad, osoby biorące udział w praktyce: Zuzanna Berendt, Alicja Czyczel, Dana Chmielewska, Małgorzata Dawidek, Ewa Hubar, Sandra Lewandowska, Krystyna Mogilnicka, Paulina Rewucka, Anna Wańtuch, Magda Wolnicka, Łukasz Wójcicki, Róża Zamołojko, „Didaskalia” 2022 nr 167, (08.08.2023).
  • 2. Mateusz Chaberski, Anna Majewska, Piotr Morawski, Ida Ślęzak: Ćwiczenia z relacyjności afektu. Scory, kompilacje, opowieści, „Dialog” 2022 nr 7–8, (08.08.2023).
  • 3. Astrida Neimanis: Hydrofeminism: Or, On Becoming a Body of Water, [w:] Undutiful Daughters: Mobilizing Future Concepts, Bodies and Subjectivities in Feminist Thought and Practice, edited by Henreiette Gunkel, Chrysanthi Nigianni, Fanny Söderbäck, Palgrave Macmillan, New York 2012, s. 85–99.
  • 4. Ćwiczenie to nie jest moim autorskim pomysłem. Podpowiedziała mi je Anna Majewska, która wpadła na ten pomysł razem z Zuzanną Berendt. Dziewczyny tworzą dużo wspólnych projektów i starają się myśleć i pracować kolektywnie. To ćwiczenie pierwotnie poznałam na warsztacie kuratorskim „Kuratorzy przyszłości” organizowanym na Wydziale Polonistyki UJ. Anna i Zuzanna wykorzystywały je do pracy z grupą studencką na zajęciach, właśnie w celu zmapowania problemu badawczego.
  • 5. Rebecca Solnit: Matka wszystkich pytań, przełożyła Barbara Kopeć-Umiastowska, Karakter, Kraków 2021, s. 9–10.