2019-11-20
2021-03-18
Mirella Schino

Wielbłądy bynajmniej nie są szlachetnymi stworzeniami

Pierwodruk: I cammelli non sono per niente creature nobili, „L’Indice” 2014 nr 2, s. 40.

Jerzy Grotowski w oazie Kara-Kum, 1956

Nie lubił pisać książek, ale miał obsesję na punkcie słów. Miał obsesję na punkcie języka. Prawdopodobnie był najbardziej wpływową osobowością teatralną drugiej połowy XX wieku. Dla wielu Jerzy Grotowski był mistrzem nie tylko sztuki scenicznej. Nawet po wyjściu z teatru, oddziaływał na pokolenia aktorów i badaczy swoją obecnością, hasłami, aktywnością parateatralną. To najlepszy dowód znaczenia tej książki [Jerzy Grotowski: Testi 1954–1998, t. 1: La possibilità del teatro (1954–1964), La casa Usher, Firenze 2014]. Jej publikacja jest wydarzeniem. Zbyt wcześnie, by ocenić, czy zmieni wspomnienia, niemniej jednak nie ulega wątpliwości, że pierwsze teksty są ekscytujące.

„Wielbłądy bynajmniej nie są szlachetnymi stworzeniami” – ogłasza zaskakujący głos Grotowskiego dwudziestotrzylatka w reportażu z Iranu z 1956 roku:

to stworzenia, które sierść kompletują kępkami, kępkami, mają łyse garby, malejące w trakcie podróży, kopią, gryzą, plują, ruszają jednocześnie obiema nogami z tego samego boku, wobec czego kołyszą się bardziej niż samoloty na polskich liniach lotniczych1.

Przez całe życie był wyjątkowym mówcą, surowym i dowcipnym, zapalczywym, ironicznym. Znajdziemy coś z tego uroku świadomie wykorzystanego w młodzieńczym pisaniu: każdy artykuł wydaje się zwycięską bronią, każdy dowcip jest częścią strategii. Wybór reportażu nie może być przypadkowy, wszystkie artykuły polemiczne wydają się być starannie przemyślane:

W tej sytuacji, tak jak wtedy, pięćdziesiąt lat temu, ale na większą skalę i słuszniej, bo o większe i słuszniejsze walczymy sprawy – młodzi artyści, prawdziwie młodzi artyści, powinniśmy wyruszyć do decydującego ataku. Jest nas wielu! […] My mamy coś do powiedzenia, mamy wiele do powiedzenia! Sztuką swoją pragniemy kształtować świat, kształtować człowieka. Mamy odwagę szczerej, żarliwej walki w imię największych spraw – bo tylko sprawy największe porywają nasze serca – w imię rewolucji, w imię bohaterstwa, honoru i miłości, w imię socjalistycznego humanizmu.

W swoich sercach niesiemy wizję, konkret marzenia o swojej sztuce2.

Jest rok 1955. Nawet ton tej pochwały młodzieńczego entuzjazmu zaskakuje, tym bardziej, że za kilka lat reżyser wybierze przedwcześnie ironiczną maskę „starego Lamy”, jak wynika z korespondencji z Eugeniem Barbą, niemal równolatkiem Grotowskiego. Zaskakujące i nieprzypadkowe: rodzi pytania. Z tego samego okresu (między 1955 a 1957 rokiem) pochodzi niewielka grupa pism ściśle politycznych, ogłoszonych przez redaktorów tomu „małym objawieniem”. Objawieniem, które dla nas, czytelników, stanowi wyzwanie. Jak czytamy we wstępie, założeniem redaktorów zbioru – Carli Pollastrelli, Maria Biaginiego i Thomasa Richardsa – było bowiem udostępnienie tekstów Grotowskiego w najbardziej bezpośredniej i dostępnej formie (polskie wydanie z 2012 roku spełniało identyczne kryteria), dlatego też aparat krytyczny został zredukowany do minimum. Problem stanowi owo „dlatego”. Oczywiście, stworzenie przewodnika, który pozwoliłby czytelnikowi odnaleźć drogę w labiryncie subtelności słowa pisanego w Polsce, politycznych uników, aluzji, wzmianek, a także politycznego uwikłania gazet i dziennikarzy wymagałoby ogromnego nakładu pracy i czasu, a teksty trzeba czytać teraz, nie za pięćdziesiąt lat. Jesteśmy wdzięczni Carli Pollastrelli i jej towarzyszom w tej długiej podróży zarówno do polskiej edycji, jak i zacnego, włoskiego wydania. Trzeba jednak powiedzieć: wielka szkoda... Pochwała entuzjazmu pokazuje, jak trudno jest nawigować bez mapy wśród wielu możliwych sensów deklaracji wiary socjalistycznej w kraju u progu rewolty, w której Grotowski będzie uczestniczył. Brakuje nie tyle informacji, ile relacji. W kolejnym wywiadzie, z 1964 roku, Grotowski ogłasza, że kino i telewizja to „sztuka na dni powszednie3”, a możliwości przyszłego życia teatru zależą od tego, czy będzie potrafił stać się „sztuką «elitarną» w znaczeniu: «odświętną»”, ponieważ „teatr to godzina niepokoju4”.

Teatr to sztuka, która nie boi się trudności, szuka tego, co istotne, organiczne. „Jego formy są rzeźbione w ludzkim organizmie – mięśniach, nerwach, głosie5”. Sztuka ekstremalna, skandal techniczny i egzystencjalny zarazem. Teatr to czas niepokoju, potrzeba „zdecydowanego ataku” młodych artystów, moment politycznej pasji: trójkąt ekstremizmu, dla którego fundamentalne byłoby posiadanie dodatkowych danych, a nie tylko założeń. Biorąc pod uwagę wpływ, jaki porzucenie sceny przez Grotowskiego u szczytu sławy wpłynęło na sposób myślenia o teatrze. Słowa mistrza są ważne. Jednak dla czytelnika właśnie z tego powodu pozostaje pragnienie, może nawet prawo, aby dowiedzieć się więcej.

O autorce

Z języka włoskiego przełożyła Katarzyna Woźniak

  • 1. Jerzy Grotowski: Między Iranem a Chinami, [w:] tegoż: Teksty zebrane, redakcja Mario Biagini, Dariusz Kosiński, Carla Pollastrelli, Thomas Richards, Agata Adamiecka-Sitek, Igor Stokfiszewski, Instytut im. Jerzego Grotowskiego, Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Wrocław – Warszawa 2012, s. 48. Wszystkie cytaty za tym wydaniem (przyp. tłum.).
  • 2. Jerzy Grotowski: „Czerwony Balonik”, [w:] tegoż: Teksty zebrane, s. 24.
  • 3. Jerzy Grotowski: Teatr – godzina niepokoju, [w:] tegoż: Teksty zebrane, s. 240.
  • 4. Tamże.
  • 5. Tamże, s. 241.