2016-10-02
2021-02-02
Olgierd Jędrzejczyk

Opolska Siakuntala

Pierwodruk: „Gazeta Krakowska” 1960 nr 307, z 27 listopada, s. 6.

Jerzy Grotowski w Teatrze 13 Rzędów w Opolu wystawił Siakuntalę Kalidasa, staroindyjski dramat z IV lub V w. n.e. Ta opolska inscenizacja Grotowskiego poprzedzona była przed dwoma laty słuchowiskiem radiowym (rozgłośnia w Krakowie), za które reżyser otrzymał nawet wyróżnienie od Komitetu dla Spraw Radiofonii. Przedstawienie w Teatrze 13 Rzędów w Opolu zasługuje na uwagę również i z tego względu, że w spektaklu eksperyment znalazł swój pomyślny finał. Eksperyment – to znaczy utrzymywanie teatru o zabarwieniu nieco awangardowym – w mieście, gdzie o widza dla takiej sceny jest niezmiernie trudno. W Siakuntali opolskiej nie ma ani za grosz tego, co najczęściej wytykali Teatrowi 13 Rzędów recenzenci teatralni. Nie ma owej okrzyczanej i często wyimaginowanej niekomunikatywności.

Odrębność teatru indyjskiego wobec teatru europejskiego jest dziś o tyle uchwytna, że przecież widzieliśmy już w Polsce występy artystów hinduskich i na tej podstawie możemy budować pewne przesłanki o praktycznych różnicach między dwoma scenami. Grotowski zgodnie z tradycją teatru indyjskiego w przedstawieniu Siakuntali schematyzuje ruch sceniczny, nadaje mu formę często groteskową. Widzieliśmy również te odrębności i w teatrze chińskim. Występy opery pekińskiej w naszym kraju ukazały nam nie tylko bogactwo i wspaniałość form inscenizacyjnych – ale i jego odrębność. I dlatego trzeba zastrzec wszystkich usłużnych znawców teatru, by nie atakowali owych „formalizmów”, kiedy aktor grający scenę nasłuchiwania przykłada do uszu dłonie i porusza nimi niby płetwami. Tak samo aktorka, która wyciągniętymi i drżącymi rękami ukazuje uczucie miłości, jakie żywi wobec pięknego księcia – to nie tylko szatański i formalistyczny wymysł Grotowskiego. Tak po prostu wygląda ów gest sceniczny teatrów Wschodu.

Siakuntala jest historią miłosną między córką pustelnika i królem Duszjantą. Następują zaklęcia miłosne, potem zdrady, potem znów wraca miłość niewiernego kochanka wobec porzuconej żony. Dramat staroindyjski inscenizowany jest na scenie centralnej. Otaczają ją z dwóch stron widzowie. Za plecami naszymi siedzą dwaj komentatorzy, którzy przerywają albo może komentują przebieg intrygi scenicznej – wypowiadaniem fragmentów z Księgi Manu – zbioru staroindyjskich przepisów obyczajowych, Kamasutry – staroindyjskiego podręcznika sztuki miłosnej i różnych innych przepisów obrzędowych. Robi to wspaniałe wrażenie i przyczynia się do doskonałej zabawy widzów. Bo właśnie umowność Teatru 13 Rzędów, podkreślenie sceniczności wymyślonych gestów, nieprawdziwych myśli i głębokich uczuć – stanowi o sukcesie teatru Grotowskiego, któremu dzielnie współtowarzyszy kierownik literacki sceny, Ludwik Flaszen.

W programie teatralnym Flaszen napisał: „Niechaj widz, osaczony przez aktorów ze wszystkich stron, czuje się nie biernym świadkiem wydarzeń, lecz czynnym uczestnikiem „obrzędu” rozgrywającego się przecież w centrum widowni”. Wygląda to mniej więcej tak: na scenie Siakuntala mówi do króla Duszjanty: „Kocham cię! Po czym aktor siedzący akurat za moimi plecami krzyczy na cały głos: „Na męża wybieraj człowieka postawnego, z niezbyt owłosionymi łydkami, czystego”. Z przeciwległego końca sali odpowiada mu drugi komentator, który proponuje wybierać na żony kobiety dobrze zbudowane, w miarę mądre i gospodarne. Oderwani w ten sposób od głównej intrygi dramatycznej śmiejemy się, proszę wycieczki teatralnej, a potem znowu znakomicie sprawny aktor, Zygmunt Molik (król Duszjanta), stojąc na olbrzymiej półkuli „do góry nogami”, opisuje swój pościg za ukochaną. Baśń staroindyjska uzyskuje w Teatrze 13 Rzędów wymiary scenicznej umowności. I o dziwo – owe rubaszne uwagi komentatorów nie odbierają uroku pięknej miłości. Zasługa to chyba wymienionego już Molika i Reny Mireckiej, którzy umieją doskonale z systemu nieoczekiwanych zawieszeń głosu i pokrzykiwań – przeskoczyć po prostu w atmosferę prawdziwej poezji, recytowanej z dużym mistrzostwem. Bardzo szczęśliwie została dobrana również para dziewcząt z otoczenia Siakuntali, Anasuja i Prijamwada (Barbara Barska i Ewa Lubowiecka). Ich emplois sceniczne zgodne jest z tekstem, który określa te role jako postacie młode i piękne.

Przedstawienie Siakuntali w Teatrze 13 Rzędów przypominało miejscami niektóre inscenizacje Teatru Rapsodycznego w Krakowie. Myślę tu o pewnej powściągliwości aktorów, którzy musieli odejść od przebogatych form inscenizacyjnych teatru Wschodu. Widz polski dzięki takiemu zabiegowi nie nuży się nieznanymi formami teatru, a równocześnie zbliża się do tego teatru, ponieważ reżyser czuwał tu nad autentycznością jego pewnych elementów.

Osobna sprawa to kostiumy niezwykle pomysłowe i proste. Projekty do nich są autorstwa dzieci ze Szkoły Sztuk Plastycznych w Opolu z klasy W[incentego] Maszkowskiego, który ukończył ASP w Krakowie. Dodajmy do tego, że architekturę sceniczną przygotował architekt Jerzy Gurawski z Krakowa. A więc wystarczy jeszcze dodać, że z Krakowa przyjechał tutaj do Teatru 13 Rzędów i Antek Jahołkowski (w Siakuntali zagrał on z dużym nerwem komicznym rolę Rybaka), Lubowiecka i Mirecka – i wtedy może okaże się, że lista krakowiaków w Opolu będzie kompletna. Oj, jeszcze nie. Edek Pochroń, redaktor terenowy „Trybuny Ludu” i kierownik Domu Związków Twórczych w Opolu mógłby się obrazić. Bo przecież i on w Krakowie studiował, a teraz jest zagorzałym opolaninem.

Przepisała Karolina Szuster-Binda

Olgierd Jędrzejczyk (ur. 22 stycznia 1930, Słonim; zm. 14 lutego 2010, Kraków)
dziennikarz, absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego (1952). Debiutował w „Dzienniku Literackim”, dodatku do „Dziennika Polskiego”, później do końca pracy zawodowej związany z „Gazetą Krakowską”. Kierował krakowskim oddziałem Stowarzyszenia Dziennikarzy RP1.

  • 1. [Za:] Kto jest kim w Polsce, edycja IV, Polska Agencja Informacyjna S.A., Warszawa 2001, s. 358.